Nie biegaj w powietrzu jak Struś Pędziwiatr

Kategorie:
Newsletter
Bądź z nami na bieżąco
Nie biegaj w powietrzu

To już nie chodzi o to, że dziś mało kto pamięta, że kiedyś dziadek uczył wnuka zawodu. Mija prawie rok, odkąd w marcu 2020 skala „niepewnościomierza” czy „zmianomierza” okazała się za mała na to, co się wydarzyło. Nasze schematy myślowe przestały działać, być skuteczne, już nie pasowały do tego, co się dzieje wokół nas. Trzeba było na nowo zapoznać się z otaczającą nas rzeczywistością. Trochę tak, jak gdyby pewnego dnia rano zniknęła grawitacja. Co by to oznaczało? Nie jesteśmy sobie tego w stanie teraz wyobrazić, nie doświadczając tego, na pewno nie wymyślimy wszystkiego, co się może zdarzyć.

Człowiek jest tak skonstruowany, że lubi „te piosenki, które już kiedyś słyszał”. Nie lubi zmian, a już szczególnie tych gwałtownych. Bo one oznaczają wysiłek dla mózgu potrzebny na dostosowanie się do nich. Najbezpieczniej jest zawsze wracać do tej samej jaskini, do tego samego ogniska i codziennie wykonywać te same czynności. Każda zmiana oznacza wysiłek, czyli spalone kalorie. A te lepiej oszczędzać.

W związku z tym każda zmiana wywołuje opór, a doświadczając zmiany (im poważniejszej, tym bardziej) spotykamy się twarzą w twarz z osławioną krzywą zmiany. Ma ona kilka etapów:

  1. Oczekiwanie na zmianę
  2. Wejście w zmianę
  3. Dezorientacja
  4. Nowe spojrzenie
  5. Nowe zaangażowanie

Jedną z podstawowych potrzeb człowieka jest potrzeba bezpieczeństwa. Wiemy to z popularnej Piramidy Maslowa. We współczesnym świecie podstawą jest posiadanie odpowiedniej ilości pieniędzy, aby móc sobie (i rodzinie) zapewnić mieszkanie, utrzymanie itp. W związku z tym, gdy okazuje się, że pracodawca nie zamierza kontynuować współpracy z tobą (czyli innymi słowy tracisz pracę), bardzo często jest to potężny wstrząs i konieczność zmierzenia się z dużą zmianą. Każdy zareaguje inaczej, w zależności od warunków:

– czy się tego spodziewał, bo w firmie od roku jest restrukturyzacja, czy nie,

– czy ma w rodzinie drugie źródło dochodów, na którym może się tymczasowo oprzeć, czy jest samotnym rodzicem,

– w jaki sposób zwolnienie zostało przeprowadzone – czasami firmy dokładają niepotrzebnego stresu i zamieszania,

– na ile dana osoba jest świadoma swoich umiejętności i doświadczenia,

– na ile łatwo jest znaleźć nową pracę umiejąc właśnie to,

– na ile wie, jak się za to zabrać,

– no i czy planowała tu popracować do emerytury czy może i tak zbierała się do odejścia (ale nie miała odwagi podjąć tej decyzji).

Gdy firma w postaci przełożonego czy pracownika działu HR mówi: „tutaj nasze drogi się rozchodzą”, dla zdecydowanej większości osób oznacza to początek podróży. Podróży po krzywej zmiany (i dalej na rynek pracy). Jak przeżyć tę podróż w dobrym stanie?

Po pierwsze – świadomość. Wiedz, że coś się będzie działo, co to będzie i dlaczego.

Po drugie – daj sobie czas i miejsce na przeżycie tych emocji, które się pojawią. Jeśli swędzi cię ręka, to nie myślisz: „niemożliwe, bez sensu, że mnie ręka swędzi, nie ma ku temu żadnej przyczyny”, tylko się drapiesz i smarujesz skórę kremem (reagujesz).
Gdy przechodzisz przez poważną zmianę, złość, frustracja, stres, gniew, unikanie czy dezorientacja są normalne. Daj sobie czas i miejsce na ich przeżycie. Jeśli ci smutno, to bądź smutny. Jeśli potrzebujesz samotności, to pobądź samemu. Chcesz wyjechać w Bieszczady, jedź.

Po trzecie – jak już minie pierwsza burza zabierz się do działania. Napisz CV, zastanów się, gdzie chcesz pracować, co chcesz robić. Przygotuj się do rozmowy kwalifikacyjnej. Ucz się, wyciągaj wnioski. I tak do skutku.

A co do tego ma Struś Pędziwiatr? Scena, która pojawia się w wielu filmach animowanych – bohater szybko biegnie, uciekając przed kimś (tutaj Kojotem, który chciał Strusia zjeść). W pewnym momencie bohater wybiega poza krawędź urwiska, ale jeszcze przez chwilę „biegnie” dalej, nie zauważając, że sytuacja się zmieniła (etap drugi krzywej zmiany – wejście w zmianę). Po chwili zauważa, że już nie ma pod nogami twardego podłoża, na jego twarzy maluje się zdziwienie i zaczyna spadać w dół. Każdy lot kiedyś się kończy a grawitacja działa tak samo na wszystkich, więc w końcu uderza w ziemię (etap trzeci – dezorientacja). Upadek jest bolesny, trzeba włożyć pewien wysiłek, żeby wstać i znowu zacząć iść, odnajdując się w nowej rzeczywistości (ruszamy w kierunku etapu czwartego – nowego spojrzenia). Ale dopiero teraz, gdy znowu mamy pod nogami twardy grunt, można wstać i zacząć znowu iść. Bo gdy leciał w dół, wymachując rękoma, niewiele mógł zrobić. A teraz, nawet z bolącymi różnymi częściami ciała, może nawet powoli kuśtykając, ruszyć do przodu. Aby dojść do etapu piątego – nowego zaangażowania.

Kiedyś przez kilka lat trenowałem jiu-jitsu. W tej sztuce walki główną rolę pełnią dźwignie i rzuty, a nie jak np. w karate, uderzenia. Jednym z najczęściej stosowanych rzutów jest ten przez biodro – unika się ciosu przeciwnika, przechwytuje jego rękę, odwraca do niego plecami przekładając jego rękę nad ramieniem, naciąga na swoje plecy i lekko podnosi na swoich biodrach, żeby nie mógł nic zrobić i wtedy rzuca się go na ziemię. Wielokrotnie wykonywałem ten rzut (oczywiście na materacach, żeby sobie nie zrobić krzywdy) i wielokrotnie sam byłem rzucany. Do pewnego momentu osoba rzucana ma jeszcze szanse zareagować i nie dać sobą rzucić, ale przychodzi taki moment, kiedy już się jest oderwanym od ziemi i niewiele można zrobić. Wtedy nie ma już sensu myślenie: „może jednak nie polecę”, tylko trzeba się przygotować na upadek psychicznie i fizycznie, na przykład odpowiednio upadając i łagodząc go uderzeniem ręki w materac. Jakiś czas zajęło mi zrozumienie, że taki moment istnieje, i że już nie warto walczyć (ani zaprzeczać czy się łudzić, że może jednak nie tym razem….) i że na pewno polecę. To się stanie. Nie ma powrotu. I to jest uniwersalna nauka, pasująca do wielu sytuacji.

Tak jak nie ma powrotu do poprzedniej pracy, trzeba znaleźć nową. Wstać i iść. Ułożyć plan działania i przeć do przodu. Nie myśleć, jak tam było fajnie i że może nigdy już tak nie będzie… Bo tak już nie będzie, będzie inaczej. Może lepiej.

 

Sławomir Przyklęk, konsultant kariery w Lee Hecht Harrison Polska